Od trzech lat w stolicy Danii - Kopenhadze, na cieśninie Oresund, która dzieli Szwecję i Danię, odbywają się zawody Scorpena Cup zyskujące z roku na rok coraz większą popularność. Pojechaliśmy na te zawody w mocnym składzie, a dokładniej w dwóch drużynach: pierwsza - Grzegorz Gołąbek, Jacek Malinowski, Marek Ziomek oraz druga - Krzysztof Cybulski, Filip Kacprzak i ja.
Scorpena Cup to zawody jednodniowe. Polowanie odbywa się z wykorzystaniem łodzi, na duńskim terytorium cieśniny Oresund, na północ od mostu łączącego Kopenhagę i szwedzkie Malmo. Każda 3 osobowa drużyna dysponuje własną łodzią, a podczas polowania, ze względów bezpieczeństwa, w każdym momencie na pokładzie musi znajdować się minimum jedna osoba.
W tym roku na Scorepna Cup wystartowało aż 107 zawodników i zawodniczek, w 35 trzyosobowych drużynach, bez podziału na kategorie.
Uczestnicy reprezentowali aż 15 państw z całego świata: Danię, Szwecję, Norwegię, Finlandię, Polskę, Łotwę, Rosję, Hiszpanię, Włochy, Francję, Republikę Południowej Afryki, Wielką Brytanię, Australię, Kubę oraz USA.
Miejscem zakwaterowania zawodników oraz punktem startowym i końcowym zawodów był zabytkowy fort wojskowy z 1910r - Flakfortet, zbudowany na sztucznej wyspie około 4 mile morskie od duńskiego wybrzeża, gdzie spędziliśmy 5 dni.
Do Kopenhagi dotarliśmy po południu w środę 1 maja. Przyjechaliśmy do siedziby wypożyczalni łodzi, przełożyliśmy cały sprzęt do motorówki, wysłuchaliśmy cennych porad od właściciela wypożyczalni dotyczących miejscówek godnych sprawdzenia i popłynęliśmy w kierunki Flakfortet.
Na morzu zastaliśmy dość trudne warunki, spore fale i mocny wiatr. Gdyby nie folia którą zabezpieczyliśmy nasze bagaże wszystko byłoby mokre. Po około godzinie dotarliśmy do celu gdzie spotkaliśmy się z Markiem, Jackiem i Grzegorzem.
Planowaliśmy zrobić scouting czyli rozpoznanie i rozgrzewkę przed zawodami w środę i czwartek a w piątek odpocząć przed sobotnimi zawodami. Oresund wiosną jest uważane za jedno z najlepszych miejsc na podwodne polowania w Danii. Początek maja jest szczególnie korzystny, można wtedy znaleźć najwięcej dorszy które przebywają w tym okresie od 3m do 20m.
Po wypakowaniu tony sprzętu z łodzi (pozdro Krzysiek :) ) i zakwaterowaniu się w forcie, szybko wbiliśmy się w pianki i wypłynęliśmy na morze.
Był to dla każdego z nas pierwszy raz w wodzie w tym sezonie. Warunki zdecydowanie były niesprzyjające, próbowaliśmy popłynąć na zachód od fortu ale nie było to możliwe, nasza motorówka z silnikiem 25hp praktycznie stała w miejscu kiedy próbowaliśmy płynąć pod falę. Popłynęliśmy na wschód. Każdy z nas był w wodzie 20-30 minut. Pierwsze wrażenia nie były zbyt optymistyczne - bardzo mocny prąd, spore fale, wizura przypominająca bardziej jezioro niż duński Bałtyk.
Po powrocie i zjedzeniu kolacji mieliśmy okazję porozmawiać z doświadczonymi lokalnymi łowcami, powiedzieli nam, że na początku maja w słoneczne dni duże dorsze wygrzewają się na płyciznach, nie głębiej niż 5m. Problem polegał na tym, że w tym roku nie było warunków do wygrzewania się ani dla dorszy, ani dla nas, w piątek kiedy byliśmy następny raz w wodzie padał śnieg….
W czwartek pogoda się pogorszyła w stosunku do i tak kiepskiej środy - jeszcze silniejszy wiatr oraz większe fale. Zdecydowaliśmy że nie wypłyniemy. Warunki były zbyt trudne.
Piątek, ostatni dzień przed zawodami, ostatnia szansa na sprawdzenie jakiejś miejscówki i rozgrzewkę przed sobotnim startem. Wypłynęliśmy przed południem, wiedząc że mamy 2 -3 godziny na nurkowanie we w miarę dobrych warunkach po czym zacznie znowu mocno wiać.
Do wody weszli w pierwszej kolejności Krzysztof i Filip, ja zostałem na pokładzie. Po około godzinie zmieniliśmy miejsce i ja wszedłem do wody.
Podczas kilkunastu nurkowań zobaczyłem trzy flądry oraz jednego bardzo płochliwego dorsza. Pogoda zgodnie z prognozą zaczęła się pogarszać, tak jak planowaliśmy nie walczyliśmy z żywiołem - wróciliśmy do fortu.
Planowaliśmy zrobić dwudniowe rozeznanie w podwodnym terenie przed zawodami, niestety warunki pogodowe pokrzyżowały nasze plany. Przed zawodami każdy z nas był w wodzie łącznie około godziny. Nie poznaliśmy miejsc, a łowcy, którzy znają Oresund byli zgodni – nie będzie łatwo.
Bynajmniej nie chodziło o komfort nurkowania związany z warunkami panującymi na morzu, przy północnym prądzie dużo trudniej znaleźć dorsze niż w przypadku prądu południowego.
W dniu zawodów rano w Flakfortet pojawiło się ponad stu łowców. Po śniadaniu założyliśmy pianki, pamiątkowe zdjęcie, szybka odprawa i każdy skierował się do swojej łodzi. Popłynęliśmy na południe zgodnie z planem. Do wody weszliśmy z Krzysztofem - Filip został na łodzi.
Pierwsze wrażenia – bardzo silny prąd, bez łodzi polowanie w takich warunkach byłoby praktycznie nie możliwe, a w wodzie o temperaturze 8 stopni było cieplej niż na pokładzie.
Po kilku zejściach poniżej 10m zobaczyłem pierwszego dorsza, spotkanie zakończyło się celnym strzałem.
W niedługim czasie udało mi się strzelić kolejnego, po czym zmieniliśmy się z Filipem, ja wróciłem na pokład, a on - do wody.
Filipowi również udało się strzelić dorsza i popłynęliśmy dalej na południe. Na następnej miejscówce było zdecydowanie płycej 5 – 6m, a dorsze były bardzo „elektryczne”. Strzeliłem flądrę i zgodnie stwierdziliśmy, że musimy wrócić w okolice pierwszego spotu. Była to świetna decyzja. Po powrocie kilka głębszych nurkowań i kolejny dorsz zrobił konkretny ambaras z monolinem zanim zagościł na mojej nizałce. Musiałem zmienić kuszę, nie było czasu na plątaninę w grubych rękawicach. Obaj koledzy byli już na łodzi kila metrów ode mnie gotowi do płynięcia z powrotem ponieważ czas się kończył, drogę powrotną mieliśmy dłuższą - pod falę. Krzysiek doświadczony dyskwalifikacją za spóźnienie na zawodach w Norwegii w ubiegłym roku krzyknął, że już najwyższy czas wracać bo szkoda tracić punktów które zdobyliśmy – odpowiedziałem mu: OSTATNI NUR!
Wiedziałem że jestem w odpowiednim miejscu, i znajdę tutaj jeszcze jednego dorsza.
Scyzoryk, kilka kopnięć, kilka metrów wzdłuż dna, celny strzał, miny chłopaków po wypłynięciu na powierzchnie – bezcenne :).
Wróciliśmy punktualnie.
Podczas ważenia duże wrażenie zrobiły na mnie wielkie dorsze strzelone przez innych zawodników na wrakach.
Krzysztof i Jacek nie strzelili żadnej ryby, flądrze Grześka niestety brakowało kilku centymetrów do punktowanego wymiaru.
Filip dla którego był to debiut zajął 78 miejsce z jednym dorszem, Marek 75 miejsce, również z jednym dorszem. Mi przypadło 15 miejsce z czterema dorszami i jedną flądrą.
Pierwsze miejsce zajął Johan Nilsen z Danii, drugie Tuomas Huhtaniska z Finladii, trzecie Emil Klauman z Danii. Największą rybę - dorsza o wadzę 7,1kg - strzelił Toni Barbera z Hiszpanii.
Podsumowując Scorpena Oresund Cup to świetnie zorganizowane zawody w jednym z najciekawszych miejsc na północy Europy.
Gdyby ktoś chciał spróbować swoich sił na cieśninie Oresund polecam wypożyczalnię łodzi w Kopenhadze, z której korzystaliśmy www.gonefishingboatreantal.dkWojtek Musidłowski